[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - CZĘŚĆ III
Autor: PrinceWhatever
Część III mojego oczka w głowie - ,,Piewcy Mocy". Z racji tego, że jesteście już na bieżąco z materiałem - mogę wrzucać nowe części co dwa, trzy (w najgorszym wypadku) dni. Miłego czytania!
Link do części II : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/04/ksiazka-piewca-mocy-czesc-ii.html
Link do części II : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/04/ksiazka-piewca-mocy-czesc-ii.html
Ocknąłem się. Jestem pod
ziemią. Pomieszczenie oświetlają samotne, zagubione promienie
słońca, wpadające przez niewielkie szczeliny w sklepieniu. Padają
na mebel z półkami, na którym znajdują się puste, zakurzone
fiolki oraz zniszczone, brązowe księgi, których nie oszczędził
czas.
Widzę jeszcze haki, na
których widnieją zawieszone przedmioty niewiadomego pochodzenia..
Także nie mam pojęcia, do czego służą. Po wymyślnych,
różnorakich i ostrych końcach mogę wywnioskować, że są
przeznaczone do tortur. Zapewne zapoznam się z nimi bliżej, gdy
ktoś przyjdzie..
Oprócz tego nie znajdowało
się tu zupełnie nic.
Jestem sam. Przywiązany do
drzewa, dumnie wyrastającego ku górze przez sufit z gleby.
Z wyczerpania opuściłem
głowę. Muszę ochłonąć. Każdy ruch zadaje mi dodatkowy ból,
czego chce uniknąć.
Ta samotność może być
najlepszą chwilą spędzoną tutaj.. Jest jak cisza przed piekłem,
które z pewnością na mnie czeka.
Po kilku chwilach słyszę
jakieś szuranie, którego dźwięk stopniowo przekształca się w
ciężkie kroki potężnego ciała.
Horthgar.
Sylwetka olbrzyma jest coraz
bardziej widoczna i dostrzegalna. Zbliża się.
- No, no no! - Mówi głośno,
zwalniając kroku - Już się bałem, że nam uciekniesz. Jesteś
niebywale zwinny, ale i głupi. Przestraszyłeś mnie nie na żarty
spadając z mostu. Już się bałem - powtórzył - że zginiesz. A wtedy nici z
pokaźnej sumki z okupu. - akcentował z komicznym smutkiem.
Nie odezwę się słowem.
Będę milczeć.
- Pewnie jesteś
spragniony.. Chcesz pić?- Wyciągnął z pasa pełen bukłak, nie
mogłem stwierdzić, czy jest tam woda, czy jakaś wstrętna maź,
dopóki nie wylał jej na podłogę.
Jednak woda.
Lał ciecz na grunt, aż bukłak
stopniowo tracił na zawartości. Po chwili był zupełnie pusty.
Nie potrafię opisać, co
czuję. Zaschnięte usta, gardło i przełyk.. Jakbym mógł dostać
chociaż ten jeden łyk..
Wtem Horthgar przybliżył
się do mnie, i z impetem kopnął kolanem w brzuch.
Zwymiotowałem.
Odruchowo zamknąłem oczy,
widząc kontury jego ciała w różnych, raczej ciemnych kolorach. W
środku zarysu pulsują punkty energetyczne jego ciała. Największych
jest siedem. Są w kształcie kolorowych kul, drgających powolnie.
Widzę także setki mniejszych kropek.
Jeżeli zniszczyłbym jeden
z głównych punktów, z pewnością by zginął.. Stałbym się
jednak mordercą.. Nie chce zabijać.. Ale w tym stanie.. Jeżeli nie
zareaguje, zginę pierwszy.
To była szybka decyzja.
Momentalnie wyobraziłem sobie energetyczną rękę, pełną
błękitnych, przeźroczystych żył.. Którą sięgnąłem do
trzeciego punktu od dołu. Punkt brzucha.
Oko za oko, ząb za ząb.
Słyszałem tylko
wymiotowanie olbrzyma, oraz stłumione jęki, wydobywające się z
niedowierzającej twarzy.
Zgniotłem punkt do końca.
Upadł, dławiąc się i
krztusząc. Jeden z głowy.
Odrzucające dźwięki,
które wydawał kowal przed śmiercią musiały przyciągnąć więcej
ludzi.
Ciągle z zamkniętymi
oczami widziałem ich zbliżające się zarysy.
Była to paleta kolorów.
Poprzez biel, błękit i czerń aż do fioletu.. Wszyscy biegną na
śmierć.
Podniosłem powieki.
Czekałem, aż się zbliżą.
Wparowali do pomieszczenia
wszyscy naraz. Po pierwszym spojrzeniu oceniłem, że było ich około
piętnastu. Patrzyli ze zdziwieniem w puste, masywne ciało
Horthgara. Gdy zwrócili swój wzrok na mnie, ponownie opuściłem
powieki.
Zabijałem na oślep,
niszcząc losowe Akh'asti. Pierwszej osobie, która była najbliżej,
zniszczyłem punkt Oka, posyłając błyskawiczny pocisk w kształcie
igły. Padł.
Następny został ugodzony w
samą podstawę jego fizycznego istnienia, poprzez spiralny pocisk z
postrzępionymi brzegami.
Akh'asti łączności z
ziemią.
Tłum stał wstrząśnięty,
obserwując jak ich kolejni i kolejni kompani padają martwi na
grunt.
Jeden z nich rzucił się na
mnie rozpaczliwie.
Gdy biegł w moją stronę
nie zdążyłem go powalić. Uderzył mnie czymś w głowę.
Konturowy świat prawie
prysnął. Słyszałem jedynie pisk w uszach.. Zdołałem jednak
resztką świadomości pozbyć się napastnika.
Przekonałem się na własnej
skórze, jak łatwo jest kontrolować tłum. Wszyscy, bez wyjątku,
naśladując pierwszego ,,odważnego” - pobiegli w moją stronę
bijąc i tłukąc. Jeden z nich założył mi na głowę jakiś
worek, przez który było mi wybitnie ciężko oddychać.
To moja przegrana. Kolejna.
Zawsze ktoś spuści mi wybitny wpierdol. Zawsze.
Ludzie, którzy mnie bili,
wzajemnie sobie przeszkadzali. Każdy próbował mnie uderzyć
przeciskając się przez kolejnego, dlatego nie ucierpiałem tak bardzo, jak
sądziłem.
Wtedy, pośród ogólnego
chaosu, przebrnął podniosły, wysoki głos.
Usłyszałem jak ciała
upadły na ziemie. Wszystkie. Od razu.
- Zawsze wpadniesz w poważne
kłopoty, przyjacielu! Pomyśl, jak byś skończył, gdybym akurat
nie wyczuł twojej energii.
W życiu nie byłem bardziej
uradowany słysząc jakiś głos. To jego głos.
Głos Senmila...
Byłem zbyt zaskoczony, żeby
odpowiedzieć.
- I co, zamierzasz tu tak
siedzieć? Haha– zaśmiał się, odcinając krępujące mnie liny.
- Dobrze cię widzieć,
przyjacielu. Masz świetne wyczucie czasu!
- Gdyby nie one, już z
dziesięć razy leżałbyś martwy, karmiąc robaczki – uśmiechnął
się szczerze.
Zapraszam do oceny i komentarza :)
Zapraszam do oceny i komentarza :)
0 komentarze: