niedziela, kwietnia 28, 2013

[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - CZĘŚĆ III

Autor: PrinceWhatever

Część III mojego oczka w głowie - ,,Piewcy Mocy". Z racji tego, że jesteście już na bieżąco z materiałem - mogę wrzucać nowe części co dwa, trzy (w najgorszym wypadku) dni. Miłego czytania!

Link do części II : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/04/ksiazka-piewca-mocy-czesc-ii.html


Ocknąłem się. Jestem pod ziemią. Pomieszczenie oświetlają samotne, zagubione promienie słońca, wpadające przez niewielkie szczeliny w sklepieniu. Padają na mebel z półkami, na którym znajdują się puste, zakurzone fiolki oraz zniszczone, brązowe księgi, których nie oszczędził czas.
Widzę jeszcze haki, na których widnieją zawieszone przedmioty niewiadomego pochodzenia.. Także nie mam pojęcia, do czego służą. Po wymyślnych, różnorakich i ostrych końcach mogę wywnioskować, że są przeznaczone do tortur. Zapewne zapoznam się z nimi bliżej, gdy ktoś przyjdzie..
Oprócz tego nie znajdowało się tu zupełnie nic.
Jestem sam. Przywiązany do drzewa, dumnie wyrastającego ku górze przez sufit z gleby.
Z wyczerpania opuściłem głowę. Muszę ochłonąć. Każdy ruch zadaje mi dodatkowy ból, czego chce uniknąć.
Ta samotność może być najlepszą chwilą spędzoną tutaj.. Jest jak cisza przed piekłem, które z pewnością na mnie czeka.
Po kilku chwilach słyszę jakieś szuranie, którego dźwięk stopniowo przekształca się w ciężkie kroki potężnego ciała.
Horthgar.
Sylwetka olbrzyma jest coraz bardziej widoczna i dostrzegalna. Zbliża się.
- No, no no! - Mówi głośno, zwalniając kroku - Już się bałem, że nam uciekniesz. Jesteś niebywale zwinny, ale i głupi. Przestraszyłeś mnie nie na żarty spadając z mostu. Już się bałem - powtórzył -  że zginiesz. A wtedy nici z pokaźnej sumki z okupu. - akcentował z komicznym smutkiem.
Nie odezwę się słowem. Będę milczeć.
- Pewnie jesteś spragniony.. Chcesz pić?- Wyciągnął z pasa pełen bukłak, nie mogłem stwierdzić, czy jest tam woda, czy jakaś wstrętna maź, dopóki nie wylał jej na podłogę.
Jednak woda.
Lał ciecz na grunt, aż bukłak stopniowo tracił na zawartości. Po chwili był zupełnie pusty.
Nie potrafię opisać, co czuję. Zaschnięte usta, gardło i przełyk.. Jakbym mógł dostać chociaż ten jeden łyk..
Wtem Horthgar przybliżył się do mnie, i z impetem kopnął kolanem w brzuch.
Zwymiotowałem.
Odruchowo zamknąłem oczy, widząc kontury jego ciała w różnych, raczej ciemnych kolorach. W środku zarysu pulsują punkty energetyczne jego ciała. Największych jest siedem. Są w kształcie kolorowych kul, drgających powolnie. Widzę także setki mniejszych kropek.
Jeżeli zniszczyłbym jeden z głównych punktów, z pewnością by zginął.. Stałbym się jednak mordercą.. Nie chce zabijać.. Ale w tym stanie.. Jeżeli nie zareaguje, zginę pierwszy.
To była szybka decyzja. Momentalnie wyobraziłem sobie energetyczną rękę, pełną błękitnych, przeźroczystych żył.. Którą sięgnąłem do trzeciego punktu od dołu. Punkt brzucha.
Oko za oko, ząb za ząb.
Wyobrażałem sobie, jak wizualizowana ręka trzyma jego trzecie Akh'asti. Zacisnąłem wyobrażoną dłoń.
Słyszałem tylko wymiotowanie olbrzyma, oraz stłumione jęki, wydobywające się z niedowierzającej twarzy.
Zgniotłem punkt do końca.
Upadł, dławiąc się i krztusząc. Jeden z głowy.
Odrzucające dźwięki, które wydawał kowal przed śmiercią musiały przyciągnąć więcej ludzi.
Ciągle z zamkniętymi oczami widziałem ich zbliżające się zarysy.
Była to paleta kolorów. Poprzez biel, błękit i czerń aż do fioletu.. Wszyscy biegną na śmierć.
Podniosłem powieki. Czekałem, aż się zbliżą.
Wparowali do pomieszczenia wszyscy naraz. Po pierwszym spojrzeniu oceniłem, że było ich około piętnastu. Patrzyli ze zdziwieniem w puste, masywne ciało Horthgara. Gdy zwrócili swój wzrok na mnie, ponownie opuściłem powieki.
Zabijałem na oślep, niszcząc losowe Akh'asti. Pierwszej osobie, która była najbliżej, zniszczyłem punkt Oka, posyłając błyskawiczny pocisk w kształcie igły. Padł.
Następny został ugodzony w samą podstawę jego fizycznego istnienia, poprzez spiralny pocisk z postrzępionymi brzegami.
Akh'asti łączności z ziemią.
Tłum stał wstrząśnięty, obserwując jak ich kolejni i kolejni kompani padają martwi na grunt.
Jeden z nich rzucił się na mnie rozpaczliwie.
Gdy biegł w moją stronę nie zdążyłem go powalić. Uderzył mnie czymś w głowę.
Konturowy świat prawie prysnął. Słyszałem jedynie pisk w uszach.. Zdołałem jednak resztką świadomości pozbyć się napastnika.
Przekonałem się na własnej skórze, jak łatwo jest kontrolować tłum. Wszyscy, bez wyjątku, naśladując pierwszego ,,odważnego” - pobiegli w moją stronę bijąc i tłukąc. Jeden z nich założył mi na głowę jakiś worek, przez który było mi wybitnie ciężko oddychać.
To moja przegrana. Kolejna. Zawsze ktoś spuści mi wybitny wpierdol. Zawsze.
 Ludzie, którzy mnie bili, wzajemnie sobie przeszkadzali. Każdy próbował mnie uderzyć przeciskając się przez kolejnego, dlatego nie ucierpiałem tak bardzo, jak sądziłem.
Wtedy, pośród ogólnego chaosu, przebrnął podniosły, wysoki głos.
Usłyszałem jak ciała upadły na ziemie. Wszystkie. Od razu.
- Zawsze wpadniesz w poważne kłopoty, przyjacielu! Pomyśl, jak byś skończył, gdybym akurat nie wyczuł twojej energii.
W życiu nie byłem bardziej uradowany słysząc jakiś głos. To jego głos.
Głos Senmila...
Byłem zbyt zaskoczony, żeby odpowiedzieć.
- I co, zamierzasz tu tak siedzieć? Haha– zaśmiał się, odcinając krępujące mnie liny.
- Dobrze cię widzieć, przyjacielu. Masz świetne wyczucie czasu!
- Gdyby nie one, już z dziesięć razy leżałbyś martwy, karmiąc robaczki – uśmiechnął się szczerze.




Zapraszam do oceny i komentarza :)

0 komentarze: