[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Część IV
Autor: PrinceWhatever
Piewca Mocy. Część IV. Świeżutki tekst, prosto spod pióra :) Błędy proszę zgłaszać w komentarzach, lub na Facebooku.
Link do części III : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/04/ksiazka-piewca-mocy-czesc-iii.html
-----
-----
- Gdyby nie one, już z
dziesięć razy leżałbyś martwy, karmiąc robaczki – uśmiechnął
się szczerze, jednak nagle zrobił się nad wyraz poważny – Muszę
z tobą porozmawiać.
- O czym?
- Dowiesz się, jak
wyjdziemy. Chodź, musimy wynieść wszystkie ciała do góry, albo
przynajmniej kilka. Aby wzbudzić w ludziach strach, żeby pozwolili
wyjść, bez dodatkowych ofiar. I tak za dużo zabiłeś. Mogłeś
uśmiercić raptem dwie osoby, ale co się stało? Zapomniało się,
że jesteś piewcą? Zapomniałeś o ograniczeniach mocy, o zasadach
postępowania z nią?
Wtedy przyjrzałem się
dokładnie wyrazowi jego twarzy. Miał puste spojrzenie, patrzące z
wyrzutem we mnie, i jednocześnie w przestrzeń. Wydawało się, że
człowiek ten był wiecznie skupiony. I spokojny. Ale z doświadczenia
wiem, że ze spokojem bywało różnie.
Senmil nigdy nie krzyczał,
ale wystarczało mi kilka słów wypowiedzianych tak lodowato, iż
wydawało się, że ten chłód niszczył na pewien sposób ducha.
Był wyższy ode mnie, jak i
trochę masywniejszy. Jednak kwintesencją mojego przyjaciela były
dłuższe, białe włosy, podkreślające także jego jasną cerę i
sine oczy.
- Wrócimy do tego później
– westchnął - Na wszelki wypadek przeszukajmy truchła, może
znajdziemy ci jakąś broń.
I zacząłem szukać,
denerwując się. Skąd on wiedział, że byłem więziony w domu,
przez dwie osoby? Skąd wiedział, że wcześniej nie używałem
mocy? Tyle pytań, bez żadnej odpowiedzi.
Przy ciałach znalazłem
jedynie długi, gruby kij, sztylet, który schowałem w pas, oraz
kilka monet.
Senmil w międzyczasie
szukał na drugiej stronie ciemnego pokoju.
- Znalazłeś coś? -
zapytał
- Sztylet. Słabo wykonany,
ale do obrony się nada – przeciągnąłem, ukrywając
zdenerwowanie. Chciałem uniknąć rozmowy z nim. Niczym ukarany
pies, omijający swojego dumnego pana.
- U mnie zupełnie nic.
Wychodzimy stąd.
- A trupy?
- Rozmyśliłem się.
Stracimy zbyt dużo czasu. I tak będą się bać i zastanawiać, jak
wyszliśmy. - Po chwili dodał – Masz, napij się.
I rzucił mi pełen bukłak
wody.
Adrenalina, która teraz
stopniowo opadała, była tak duża, że aż zapomniałem o
wysychającym żołądku i przełyku.
Piłem tak zachłannie, że
krztusiłem się, lejąc sobie po brodzie i głośno siorbiąc. Wiem,
że Senmil za tym nie przepada, bo jego ,,maniery dworu Eastall”
nakazują pić przyzwoicie, nawet gdy umiera się z pragnienia. Na
szczęście tam nie należę. Tyle bezsensownych zasad.
Gdy skończyłem pić,
odrzuciłem bukłak Senmilowi. Nie złapał go jednak. Pojemnik spadł
na ziemię, budząc do życia kurz osiadły na podłodze.
Odwrócił się na pięcie i
rzucił chłodne :
- Wychodzimy.
Ruszyłem za nim. Na
szczęście w korytarzu robiło się jaśniej z każdym krokiem.
Przez zepsuty, ceglany sufit przebijało się światło. Im dalej w
korytarz, tym ceglane sklepienie było bardziej pokiereszowane.
Zastanawiałem się, jakim cudem to wszystko nie runęło jeszcze
przechodzącym ludziom na głowy.
Droga była prosta, prostsza
niż sądziłem. Myślałem, że podziemia Ivynmoru będą główną
obroną, ukrytą fortyfikacją przed napadami – w razie czego można
się schować i urządzać rozmaite zasadzki.
Najwyraźniej mają inne
sposoby obrony, lub całkowicie (na co nie stawiam) nie spodziewają
się ataku ze strony Rządu Państwa Gildar. W sumie mają rację,
rząd ma – od dłuższego czasu - zwrócone oczy ku zachodnim
granicom.
Lud starego korzenia, Ealin.
Ealinowie to dość dziwny
naród. Mieszkają w budynkach przypominających kapsuły o
różnorakich kształtach. Budują je całkowicie pomiędzy drzewami,
nie robiąc żadnej wycinki. Czasem, żeby przejść korytarzem,
trzeba się dosłownie przeciskać między ścianami – ponieważ z
obu stron rosły drzewa. Nie dało się zbudować inaczej, by nie
naruszyć drzewa – to się przeciskaj.
Budynki są zawsze koloru
białego, wykonane z dość dziwnego materiału. Jest elastyczny i
długo zachowuje ciepło. Ale czy to prawda? Nigdy tam nie byłem.
Opowiadał mi o tym Senmil.
Doszły mnie także słuchy,
iż nie można tam ingerować w naturę. Gdy drzewo spadnie na dom –
masz pecha. Za usunięcie, lub przesunięcie takiej przeszkody można
sporo zapłacić.
Myślę, że kara za, jak to
określają - ,,bezczeszczenie natury” - wzięła się jeszcze od
druidzkich wierzeń i sposobów. W dawnych czasach, druidzi
zamieszkiwali całe terytorium Państwa Gildar jak i ziemię dzikusów
– jednak historia pokazuje, że byli bardziej otwarci i
zrównoważeni psychicznie.
Za zranienie drzewa,
przypadkowe bądź nie, Ealinowie rozcinają delikwentowi brzuch.
Potem wyciągają jelito i przybijają je do pnia. Następnie każą
chodzić wokół, aż ono całkowicie nie wypadnie. Wiadomo – nikt
nawet nie próbuje okrążyć drzewa. Wszyscy powoli umierają w
głuchym bólu. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Starszy lud stosował
dokładnie to samo, ale za zranienie konkretnych drzew, i to celowo.
Co kraj to obyczaj.
Jednak najdziwniejszym
posunięciem Ealinów było wypowiedzenie wojny Gildarowi – pod
pretekstem wyniszczania Ziemii i Natury.
Widocznie lud ten zapomniał,
że natura dąży do harmonii – tworząc jeden, dominujący
gatunek. Człowieka. I człowiek jest samą istotą, kwintesencją
jej działań.
Ciekawe, czy jak dojdzie do
nich ten fakt, że zabijając człowieka zabijają naturę - to czy
popełnią masowe samobójstwa, przybijając się do drzew. Zabawna
myśl. I tak dążą do samozniszczenia – jest ich więcej niż
ludzi naszego państwa, ale ich wyposażenie pozostaje wiele do
życzenia.
Przerwałem myślenie, gdy
doszedłem do końca tunelu. Senmil wyszedł pierwszy.
Gdy wygramoliłem się na
zewnątrz, na wejściu stała już dość duża grupa mężczyzn,
kobiet i dzieci.
Przestraszeni, jednak
skłonni do ataku.
- Naszą rozmowę o twoich
działaniach zostawimy na później – szepnął Sen – Teraz
skupmy się na wyjściu. Nie odzywaj się zbyt często. Nie mów o
trupach. Najlepiej to... Nic nie mów.
- Jak wam się udało
wyjść?! - Krzyknął ktoś z tłumu
- Demony, demony! - doszedł
do mnie przeciągany głos jakiejś staruszki.
0 komentarze: