środa, maja 01, 2013

[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Część IV

Autor: PrinceWhatever

 Piewca Mocy. Część IV. Świeżutki tekst, prosto spod pióra :) Błędy proszę zgłaszać w komentarzach, lub na Facebooku.

Link do części III : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/04/ksiazka-piewca-mocy-czesc-iii.html

-----

- Gdyby nie one, już z dziesięć razy leżałbyś martwy, karmiąc robaczki – uśmiechnął się szczerze, jednak nagle zrobił się nad wyraz poważny – Muszę z tobą porozmawiać.
- O czym?
- Dowiesz się, jak wyjdziemy. Chodź, musimy wynieść wszystkie ciała do góry, albo przynajmniej kilka. Aby wzbudzić w ludziach strach, żeby pozwolili wyjść, bez dodatkowych ofiar. I tak za dużo zabiłeś. Mogłeś uśmiercić raptem dwie osoby, ale co się stało? Zapomniało się, że jesteś piewcą? Zapomniałeś o ograniczeniach mocy, o zasadach postępowania z nią?
Wtedy przyjrzałem się dokładnie wyrazowi jego twarzy. Miał puste spojrzenie, patrzące z wyrzutem we mnie, i jednocześnie w przestrzeń. Wydawało się, że człowiek ten był wiecznie skupiony. I spokojny. Ale z doświadczenia wiem, że ze spokojem bywało różnie.
Senmil nigdy nie krzyczał, ale wystarczało mi kilka słów wypowiedzianych tak lodowato, iż wydawało się, że ten chłód niszczył na pewien sposób ducha.
Był wyższy ode mnie, jak i trochę masywniejszy. Jednak kwintesencją mojego przyjaciela były dłuższe, białe włosy, podkreślające także jego jasną cerę i sine oczy.
- Wrócimy do tego później – westchnął - Na wszelki wypadek przeszukajmy truchła, może znajdziemy ci jakąś broń.
I zacząłem szukać, denerwując się. Skąd on wiedział, że byłem więziony w domu, przez dwie osoby? Skąd wiedział, że wcześniej nie używałem mocy? Tyle pytań, bez żadnej odpowiedzi.
Przy ciałach znalazłem jedynie długi, gruby kij, sztylet, który schowałem w pas, oraz kilka monet.
Senmil w międzyczasie szukał na drugiej stronie ciemnego pokoju.
- Znalazłeś coś? - zapytał
- Sztylet. Słabo wykonany, ale do obrony się nada – przeciągnąłem, ukrywając zdenerwowanie. Chciałem uniknąć rozmowy z nim. Niczym ukarany pies, omijający swojego dumnego pana.
- U mnie zupełnie nic. Wychodzimy stąd.
- A trupy?
- Rozmyśliłem się. Stracimy zbyt dużo czasu. I tak będą się bać i zastanawiać, jak wyszliśmy. - Po chwili dodał – Masz, napij się.
I rzucił mi pełen bukłak wody.
Adrenalina, która teraz stopniowo opadała, była tak duża, że aż zapomniałem o wysychającym żołądku i przełyku.
Piłem tak zachłannie, że krztusiłem się, lejąc sobie po brodzie i głośno siorbiąc. Wiem, że Senmil za tym nie przepada, bo jego ,,maniery dworu Eastall” nakazują pić przyzwoicie, nawet gdy umiera się z pragnienia. Na szczęście tam nie należę. Tyle bezsensownych zasad.
Gdy skończyłem pić, odrzuciłem bukłak Senmilowi. Nie złapał go jednak. Pojemnik spadł na ziemię, budząc do życia kurz osiadły na podłodze.
Odwrócił się na pięcie i rzucił chłodne :
- Wychodzimy.
Ruszyłem za nim. Na szczęście w korytarzu robiło się jaśniej z każdym krokiem. Przez zepsuty, ceglany sufit przebijało się światło. Im dalej w korytarz, tym ceglane sklepienie było bardziej pokiereszowane. Zastanawiałem się, jakim cudem to wszystko nie runęło jeszcze przechodzącym ludziom na głowy.
Droga była prosta, prostsza niż sądziłem. Myślałem, że podziemia Ivynmoru będą główną obroną, ukrytą fortyfikacją przed napadami – w razie czego można się schować i urządzać rozmaite zasadzki.
Najwyraźniej mają inne sposoby obrony, lub całkowicie (na co nie stawiam) nie spodziewają się ataku ze strony Rządu Państwa Gildar. W sumie mają rację, rząd ma – od dłuższego czasu - zwrócone oczy ku zachodnim granicom.
Lud starego korzenia, Ealin.
Ealinowie to dość dziwny naród. Mieszkają w budynkach przypominających kapsuły o różnorakich kształtach. Budują je całkowicie pomiędzy drzewami, nie robiąc żadnej wycinki. Czasem, żeby przejść korytarzem, trzeba się dosłownie przeciskać między ścianami – ponieważ z obu stron rosły drzewa. Nie dało się zbudować inaczej, by nie naruszyć drzewa – to się przeciskaj.
Budynki są zawsze koloru białego, wykonane z dość dziwnego materiału. Jest elastyczny i długo zachowuje ciepło. Ale czy to prawda? Nigdy tam nie byłem. Opowiadał mi o tym Senmil.
Doszły mnie także słuchy, iż nie można tam ingerować w naturę. Gdy drzewo spadnie na dom – masz pecha. Za usunięcie, lub przesunięcie takiej przeszkody można sporo zapłacić.
Myślę, że kara za, jak to określają - ,,bezczeszczenie natury” - wzięła się jeszcze od druidzkich wierzeń i sposobów. W dawnych czasach, druidzi zamieszkiwali całe terytorium Państwa Gildar jak i ziemię dzikusów – jednak historia pokazuje, że byli bardziej otwarci i zrównoważeni psychicznie.
Za zranienie drzewa, przypadkowe bądź nie, Ealinowie rozcinają delikwentowi brzuch. Potem wyciągają jelito i przybijają je do pnia. Następnie każą chodzić wokół, aż ono całkowicie nie wypadnie. Wiadomo – nikt nawet nie próbuje okrążyć drzewa. Wszyscy powoli umierają w głuchym bólu. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Starszy lud stosował dokładnie to samo, ale za zranienie konkretnych drzew, i to celowo.
Co kraj to obyczaj.
Jednak najdziwniejszym posunięciem Ealinów było wypowiedzenie wojny Gildarowi – pod pretekstem wyniszczania Ziemii i Natury.
Widocznie lud ten zapomniał, że natura dąży do harmonii – tworząc jeden, dominujący gatunek. Człowieka. I człowiek jest samą istotą, kwintesencją jej działań.
Ciekawe, czy jak dojdzie do nich ten fakt, że zabijając człowieka zabijają naturę - to czy popełnią masowe samobójstwa, przybijając się do drzew. Zabawna myśl. I tak dążą do samozniszczenia – jest ich więcej niż ludzi naszego państwa, ale ich wyposażenie pozostaje wiele do życzenia.
Przerwałem myślenie, gdy doszedłem do końca tunelu. Senmil wyszedł pierwszy.
Gdy wygramoliłem się na zewnątrz, na wejściu stała już dość duża grupa mężczyzn, kobiet i dzieci.
Przestraszeni, jednak skłonni do ataku.
- Naszą rozmowę o twoich działaniach zostawimy na później – szepnął Sen – Teraz skupmy się na wyjściu. Nie odzywaj się zbyt często. Nie mów o trupach. Najlepiej to... Nic nie mów.
- Jak wam się udało wyjść?! - Krzyknął ktoś z tłumu
- Demony, demony! - doszedł do mnie przeciągany głos jakiejś staruszki.

0 komentarze: