poniedziałek, maja 20, 2013

[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Rozdział II, część I.

Autor: PrinceWhatever

Rozdział 2.

Skrzydła, otulające ukryte spojrzenie przeznaczenia.

(…)



- Moja piękna dżdżowniczka, bieeedna, po deszczyku wyszłaś z ziemi? Zgubiłaś się? Gdzie jest Twój domek?
I w momencie, kiedy chciałem wziąć robaczka i przenieść go z chodnika na ziemię, odwróciłem głowę.
Stał tam żołnierz. Po czarnej, niedbale założonej kolczudze wywnioskowałem, że jest świeżakiem. Miał minę sugerującą zdziwienie wymieszane z niedowierzaniem, przyprawione szczyptą rozbawienia. Widział mnie. Kurwa jego mać.
Zrobiłem poważną minę, wyprostowałem się. Dumnie podszedłem do żołnierza.
Złapałem go za fraki.
- Czy widziałeś co się tutaj stało?! - wykrzyczałem.
- T...Tak, dowódco Xulrae!
- To jest ZŁA odpowiedź! - potrząsłem nim – za ZŁE odpowiedzi grozi miesiąc w lochach, przy pilnowaniu więźniów!
- Tak, dowódco! - wykrzyczał jeszcze głośniej niż ja.
- Pytam raz jeszcze! Czy widziałeś co się tutaj stało?! - zdzierałem gardło, dotknąwszy jego czoła swoją głową szarpałem nim gwałtownie.
- Nie, dowódco!
- I o to chodzi! - puściłem go. Dlaczego tutaj stoisz?
- W...Wieści od Rządu Gildar, zatwierdzone przez Skrzydła!
- Mów.
- Dowódca jest wzywany przez Najwyższego Namatera. Cesarz chce Cię widzieć osobiście.
- Już idę, dziękuję za informacje. Możesz odejść.
Pobiegł w swoją stronę. Mam nadzieję, że nikomu o tym incydencie nie rozgada. Muszę uważać. Trzeba dbać o mój wizerunek dowódcy.
Namater, Rządowe Skrzydła, Rząd Państwa Gildar... Nasze państwo ma słabość do nazw. Wszystko, co związane z flagą, tradycją, czy bezpośrednio terytorium – musi nazywać się wyniośle.
Nawet skubani urzędnicy, obijający się i biorący łapówki. Najwyżsi Urzędnicy Godni Herbu Gildar.
Cóż za obłęd.
Aaale. - przeciągnąłem - Przynajmniej mają zmysł do sztuki. Miasto jest piękne.
Rozejrzałem się.
Domy. Każdy z nich posiada filary, zrobione z cieniutkich łuków przypominających szkło, lub solidnie obrobiony kryształ. Załamywały światło, przez co uzyskany został majestatyczny efekt halo. Obłoczek, który nadawał budowli wyniosłości, ukazywał ukrytą wewnątrz domu duszę.
Sama konstrukcja także wyglądała na delikatną, jednak wiem, że były bardzo wytrzymałe. Materiał jest mocny, pomimo pozornej kruchości.
Wszystkie mieszkania są białe. Niektóre posiadały liczne ozdoby, świadczące o zamożności rodziny zamieszkującej posiadłość.
Popatrzyłem w górę.
Każdy następny budynek był troszkę wyższy od następnego. Miało to cel obronny. Zapewniało lepszą widoczność z zamku, który znajdywał się na szczycie, a także był to raj dla łuczników.
Stojąc na dachach mieli wystrzelić wrogą armię, w przypadku przedarcia się przez ogromne, jasne mury.
W teorii. Od dawien nie było wojny, nie jestem pewien czy sprawdzi się to i w tych czasach.
Popatrzyłem na sam szczyt.
Pnące się w górę, równo ułożone mieszkania wydawały się wskazywać na pałac, znajdujący się na szczycie.
Pałac, który oczywiście (jak wszystko chyba w tym obłąkanym mieście!) miał swoją nazwę.
Wszyscy nazywali go Panteonem - z racji ogromnej ilości rzeźb bóstw - z dzisiejszych, oraz przeszłych czasów. Wszystkie znajdywały się na parterze, w sali wejściowej.
Cesarz oraz ludzie na stołkach boją się zburzyć większości figur minionych epok.
Wierzono, że wiara tworzy boga, a on istnieje dopóki chociaż jedna osoba go wyznaje. Przy życiu utrzymują je także pomniki. Gdyby je zburzyć, można ściągnąć na siebie gniew. Ogromny i potężny, skazujący jednostkę na niepowodzenie i egzystencjalne potępienie.
Tak wierzą.
Dobrze, że jestem agnostykiem.
Sam zamek był piękny. O jego wygląd dbali nieustannie najlepsi w swoim fachu ludzie, posiadający ,,zmysł wyglądu” i ,,umiejętności upiększania”.
Białą niczym mleko budowlę, otoczoną wieżami, wykończonymi niebieskimi dachówkami otaczał cudowny i ogromny ogród, dodający wszystkiemu barw i nieco tajemniczości.

0 komentarze: