[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Część VII
Autor: PrinceWhatever
Krótka część, gdyż zaczynam nowy rozdział. Aby zapanować jakoś nad treścią, stworzyć porządek - wrzucę dziś końcówkę rozdziału pierwszego, a w najbliższych dniach - ROZDZIAŁ II :)
Link do części poprzedniej : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/05/ksiazka-piewca-mocy-czesc-vi.html
Link do części poprzedniej : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/05/ksiazka-piewca-mocy-czesc-vi.html
Tsuki. Bądź
ostrożna. Idziesz z nimi.
- Co? Tak
lekkomyślnie..
- Podważasz moje zdanie?! Jesteś jedyną osobą jaką znam, która
sobie poradzi bez względu na warunki. Ucieknie z każdych kajdan,
zauroczy największego twardziela i przepije każdego krasnoluda – zaśmiał się – Jak nie
wrócisz do trzech miesięcy, przyłączymy się do ludu Ealinów.
Przyjmą każdą pomoc do walki ze stolicą. A Gildar nie podniesie
łba, nie zaatakuje nas tak szybko. Mają teraz wojne na karku! Będą
myśleć, że przesiedzimy bitwę cicho! Ha!
- Więc...
Ja naprawdę...
Mówiąc to,
zrobiła oczy przypominające bezdomnego, porzuconego szczeniaka,
patrzącego z utęsknieniem na każdą, przechodzącą osobę. Wyraz
spojrzenia wzbudzał litość, która spotyka się z obojętnością
i zimnym nihilizmem ludzkich istot.
- Nic ci nie będzie. Wyruszacie jutro rano – oświadczył głośno, wyraźnie dołując Tsuki. – przenocujecie u nas, pod strażą. Jednak nie w celi, damy wam budynek na niższych piętrach. A my pochowamy, a następnie opijemy zmarłych. Ludzie! Do piwnic po ciała!
- Nic ci nie będzie. Wyruszacie jutro rano – oświadczył głośno, wyraźnie dołując Tsuki. – przenocujecie u nas, pod strażą. Jednak nie w celi, damy wam budynek na niższych piętrach. A my pochowamy, a następnie opijemy zmarłych. Ludzie! Do piwnic po ciała!
Komenda, wydana przez dowódcę tętniła niepowtarzalną mocą. Posłuszny tłum rozszedł się. Część ludzi zeszła na dół, część
poszła gdzieś w dal. Jak podejrzewałem, kopać mogiły.
- Bergson,
Anil. Wy zostańcie. Zostańcie! - Krzyknął, gdy owe postacie były
już dość daleko – Będziecie ich pilnować. Weźcie broń, także
oręż niegodziwca. Rozpylaną truciznę. Stosujcie je tylko w
ostateczności. Dajcie im dom Enala.
- Tak,
dowódco.
- Idziemy,
śmiecie! - Krzyknął niższy z nich, łysy mężczyzna. Jego głowę
zdobiły, bo trudno powiedzieć inaczej, liczne blizny. Dodawały tej
osobie groźnego wyrazu, charakteru polującego tygrysa. To on tu był
łowcą, topiącym pazury w łupie, który wyraźnie tworzyłem ja i Sen. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, który - jak podejrzewałem po zmarszczkach na policzku - nigdy nie znikał. Wyraz sadysty.
Szliśmy za
nimi. Spojrzałem na Senmila, który czując mój wzrok na sobie,
poruszył głową w geście potakującym. Racja, nie ma innego wyjścia.
Trzeba iść.
Iść dalej,
szlakiem prowadzącym do niespodziewanej pustki.
Ścieżką, wyścieloną różowymi płatkami ciekawości, zdobioną okruchami ślepej czerni.
Niewiadomej.
0 komentarze: