środa, maja 08, 2013

[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Część VI

Autor: PrinceWhatever


Część VI. Dość późno, z uwagi na moje praktyki i zmęczenie. :)
Mam nadzieję, że kolejna część będzie dla państwa satysfakcjonująca.

Link do części V : http://samotnedrzewa.blogspot.com/2013/05/ksiazka-piewca-mocy-czesc-v.html


Gdy Senmil umilkł, najwidoczniej myśląc, jak rozegrać dalej jego ,,przedstawienie” i jak uczynić z przywódczyni swoją marionetkę, z dziury w ziemi wygramolił się Drogenar.
- Pani! - Krzyknął. - Nie żyją. Wszyscy! Wszyscy! - Powtórzył raz jeszcze, z większą paniką.
- Więc nie kłamaliście. Miałam nadzieję, że jednak są wśród nas... Jakie ślady, czym ich zabito?
- To dość skomplikowane... Panno Tsuki.
Doszło do mnie, że w tym momencie, po raz pierwszy usłyszałem imię osoby, przez którą niemal nie skończyłem w kajdanach... Lub w samotnej mogile.
W grobie? To przy optymistycznych wiatrach. Gdybym tu zginął, wrzuciliby mnie gdzieś do rowu aż nie zgniję. Mniejsza, skup się, Lun.
- Mów.
- Na ciałach nie było żadnych śladów broni. Nie było przecięć, dziur czy widocznych zadrapań!
- Trucizna?
- Nie możliwe, by zdołali otruć wszystkich, chyba, że rozpylają w powietrzu, a sami coś zażyli! Antidot'um! - Zaakcentował dość dziwnie.
Głos Drogenara zaczynał mnie irytować. Mówił bardzo głośno. Praktycznie krzyczał. W dodatku barwa, natężenie - była zwyczajnie drażniąca dla uszu. Głos, którego posiąść mógł tylko wyjątkowy pechowiec.
- Ekhem – Senmil próbował włączyć się do dyskusji – Panno Tsuki. Zaręczam, że nie użyliśmy trucizn. Jestem wojownikiem i muszę stosować się do Kodeksu. Gdybym użył tych specyfików, musiałbym popełnić samobójstwo.
Wiedziałem, że kłamie. Zbrojni przywiązują ogromną wagę do Praw Honoru, natomiast Sen...
Nie.
Chociaż walczył.
Natomiast obecnie, z uwagi na domniemane kalectwo... Jest zawieszony w obowiązkach. Nie może podnieść silniejszej ręki wysoko w górę. Sprawia mu trudność podrapanie się nawet po czubku głowy.
- To jak ich zabiliście? Żądam odpowiedzi. - Stanowczy ton przywódczyni Ivynmoru dostał się do mojego umysłu. Był tak potężny, iż miałem wrażenie, że moja dusza pęka, łamiąc się pod ciężarem presji, którą wywarła... Po prostu mówiąc.
- Czy mogę rozmawiać z przywódcą? - Odrzekł Senmil.
Nie rozumiem co się teraz stało. Co on zamierza! Obrazić ją? Chce nas skazać na śmierć? Nie dalibyśmy rady z tyloma uzbrojonymi ludźmi. Jestem już bardzo blisko swojego limitu.
Przymknąłem oczy.
Próbowałem dostrzec głębie siebie.
Wyobraziłem sobie rdzeń mojego istnienia...
Spojrzałem w moją duszę.
Widziałem postać, dość wysoką, średniej budowy ciała, odwróconą plecami do mojego widoku. Nie wszystko było w porządku. Mój limit jest już bliżej, niż myślałem.
Dusza płonęła, trawiona ogniem śmierci.
Gdy używa się mocy w celu, który ma działanie destrukcyjne dla drugiego, nie ważne w jakim znaczeniu i stopniu, obciąża się siebie.
Powstaje iskra, stopniowo przekształcająca się w płomień... Płomień czarny i złowrogi, niczym świątynia zostawiona w ruinie, opętana złowrogą aurą, gniewem i bólem bóstw, o których już dawno zapomniano.
Jeżeli zabiłbym jeszcze chociaż jedną osobę, zginąłbym, grzebiąc także moją duszę. Po śmierci nie czekałoby na mnie nic. Nie będzie polany, na której promienie słońca radośnie przebijają się przez białe, kłębiaste chmury... Nie będzie niczego. Moja egzystencja totalnie się zatraci...
A Sen? Chociaż jest silniejszy, z każdym dniem stara się przesunąć swoje bariery. Z mojej perspektywy wygląda to tak, jakby pchał i rzucał się po omacku, poszerzając moc.
A raczej próbując.
Aby z czasem, czarny płomień nie pochłonął iskry jego bytu.
Ciszę, która zapanowała po rzuceniu tego, jakże głupiego pytania, przerwała przywódczyni.
- Tak, możesz. Drogenar! On się domyślił. - Tsu cofnęła się o kilka kroków.
- Granie służącego przez dowódcę. A dowódcę przez służącą. Ale skoro rozgryzłeś plan ochrony mnie, wiedz, że jeden fałszywy ruch i skończysz poćwiartowany.
Mój umysł nie pojął do końca tego, co dokładnie się stało. Jednak cieszyłem się, gdyż człowiek z tarczą przestał krzyczeć, i opanował głos.
- Jesteś także ciekaw, jak zginęli, czy wolisz przejść do konkretów, związanych z mym listem?
- Konkrety.
Senmil skierował spojrzenie w przestrzeń. Wydawał się nieobecny.
- Aby potwierdzić to, że po wypuszczeniu nas list spłonie w kominku przyjaciela, wyślij jedną osobę z nami na podróż. Niech będzie świadkiem.
- A bezpieczeństwo tej osoby?
- Gwarantuje, że nic jej się złego nie stanie z naszej strony.
Drogenar umilkł, zastanawiając się.
Po dłuższej chwili, gdy już zaczynałem się niecierpliwić, powiedział cicho :
- Tsuki. Bądź ostrożna. Idziesz z nimi.

0 komentarze: