niedziela, maja 05, 2013

[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Część V

Autor: PrinceWhatever

Następna część przygód Senmila i Luna. Zamieszczona z małym opóźnieniem - przerwa majowa okazała się dla mnie strasznie zajmująca.


Senmil uchylił usta, by coś powiedzieć – ale krzyk ludzi natychmiast go zagłuszył.
Zwątpił.
Na jego twarzy malowało się napięcie – tak lekko dostrzegalne... Myślę, że nikt inny nie byłby w stanie tego zauważyć, prócz mnie. Czas, który spędziłem z tą istotą był tak duży, że widziałem więcej niż inni. Ta twarz – pozornie bez wyrazu – skrywała paletę różnorakich emocji i ukrytych barw.
Wtem przed tłum wystąpiła znajoma mi postać.
Kobieta. Średni wiek, ze sztyletem w dłoni. Niczym nie wyróżniona. Zwykła, szara postać.
Ale tylko na pierwszy rzut oka.
Gdy przymrużyłem oczy, widziałem jej niezwykłą aurę – poświatę, jaką roztaczają wokół siebie najlepsi przywódcy.
Oprócz tego wyczułem nutkę zaciekawienia, oraz opanowaną adrenalinę. Kontrolowany dreszczyk emocji?
- Cisza! - Krzyknęła – Cisza! Jak, do cholery chcecie to rozstrzygnąć, skoro nie słyszycie własnych myśli?!
Tłum wyraźnie się uspokoił, ale nadal było słychać wrzawę gdzieś na tyłach zbiorowiska.
- Bergson, Anil. Uciszcie tych z tyłu.
Po kilku chwilach dobiegł do mnie jęk i pojedynczy wrzask, po czym zapanowała kompletna cisza.
- Dziękuję – Mówiąc to wyprostowała się, po czym wzięła głęboki wdech, najwidoczniej uspokajając bicie serca.
- Drogenar.
- Tak, pani? - Odpowiedział średniej postury mężczyzna.
Wyglądał nieco komicznie. Na plecach miał tarczę, niemal większą od jego samego. W oczy rzucił mi się jego miecz. Postrzępiona, powyginana klinga. To był niegdyś mój oręż. Błyskawica. Napełniła mnie nadzieja. Sądziłem, że gdzieś go wrzuciła, do worka podpisanego ,,śmiecie na sprzedaż”. Myślałem, że nigdy już go nie zobaczę.
Odzyskam cię, obiecuje.
- Idź do piwnic, sprawdź co się stało z naszymi ludźmi. Zbadaj wszystko, co rzuci ci się w oczy. Postaraj się zorientować w miarę szybko.
- Tak, pani – pobiegł natychmiast, potykając się co kilka kroków.
- A wy... Jak udało wam się uciec? Kim, do diabła jesteście?
Spojrzałem na Sena. Uśmiechał się ironicznie.
- Jestem Senmil, a to mój przyjaciel – Lunaeth – Wskazał ręką na mnie, po czym podrapał się po brodzie. Tak, aby wyglądało to jak najspokojniej.
On gra.
- Jak wyszliśmy? To proste. Zabijając wszystkich. Uśmiercanie jest sprzeczne z moją naturą, natomiast zmusiliście mnie do tego, porywając mojego kompana. Poświęcenie waszych ludzi uznaję za zemstę, a teraz, póki jestem jeszcze w humorze, pozwólcie nam wyjść.
- Kto raz wszedł do Ivynmor, już z niego nie wyjdzie. Nasza lokacja jest objęta ścisłą tajemnicą. I mamy was puścić, po tym co zrobiliście moim ludziom? - Zaśmiała się. - Prędzej zginę.
- Da się zrobić – Senmil wbił w nią swoje świdrujące spojrzenie – jednak myślę, iż do puszczenia nas wolno przekona cię jeden, malutki szczegół. Mianowicie przed wejściem do waszej ,,twierdzy” - zaaranżował komicznie – posłałem kruka z wiadomością. Wiadomość zawierała kompletną lokalizację Ivynmoru, przez co rozumiem – odchrząknął – dokładne współrzędne, oraz nawet, ku mojej niechęci - pofatygowałem się by wysłać im także mapę, z ładnie zaznaczonym kółeczkiem. Kółeczko oczywiście oznacza Ivynmor, co dogłębnie wyjaśniłem w mym liście.
Biorąc pod uwagę, że jestem dość wpływową osobą, moje słowa nie przejdą Rządowi Państwa Gildar obojętnie. Drugim faktem jest też to, że ,,ludzie na stołkach” od dawna próbują was złapać.
Z pewnością możecie oczekiwać najazdu. Ze zbrojnymi nie macie żadnych, nawet najmniejszych szans. Byłaby wielka szkoda, by ta... - popatrzył w górę, na mosty, które jak się wydawało, łączyły potężne drzewa przy samym niebie - inspirująca i jakże wspaniała konstrukcja legła w gruzach.
- Cholera...
- Jednak istnieje sposób, by odwrócić całą tą sytuację, także z listem.
Kruk nie leci bezpośrednio do Rządowych Skrzydeł. Zmierza do mego przyjaciela, który został w wiadomości poinformowany o całej sytuacji. Jeżeli nie odwiedzę go z Lunem do dwóch tygodni, wtedy pośle kruka dalej. Do rządu. List podpisany moim nazwiskiem. 

0 komentarze: