[KSIĄŻKA] PIEWCA MOCY - Część V
Autor: PrinceWhatever
Następna część przygód Senmila i Luna. Zamieszczona z małym opóźnieniem - przerwa majowa okazała się dla mnie strasznie zajmująca.
Senmil uchylił usta, by coś
powiedzieć – ale krzyk ludzi natychmiast go zagłuszył.
Zwątpił.
Na jego twarzy malowało się
napięcie – tak lekko dostrzegalne... Myślę, że nikt inny nie
byłby w stanie tego zauważyć, prócz mnie. Czas, który spędziłem
z tą istotą był tak duży, że widziałem więcej niż inni. Ta
twarz – pozornie bez wyrazu – skrywała paletę różnorakich
emocji i ukrytych barw.
Wtem przed tłum wystąpiła
znajoma mi postać.
Kobieta. Średni wiek, ze
sztyletem w dłoni. Niczym nie wyróżniona. Zwykła, szara postać.
Ale tylko na pierwszy rzut
oka.
Gdy przymrużyłem oczy,
widziałem jej niezwykłą aurę – poświatę, jaką roztaczają
wokół siebie najlepsi przywódcy.
Oprócz tego wyczułem nutkę
zaciekawienia, oraz opanowaną adrenalinę. Kontrolowany dreszczyk
emocji?
- Cisza! - Krzyknęła –
Cisza! Jak, do cholery chcecie to rozstrzygnąć, skoro nie słyszycie
własnych myśli?!
Tłum wyraźnie się
uspokoił, ale nadal było słychać wrzawę gdzieś na tyłach
zbiorowiska.
- Bergson, Anil. Uciszcie
tych z tyłu.
Po kilku chwilach dobiegł
do mnie jęk i pojedynczy wrzask, po czym zapanowała kompletna
cisza.
- Dziękuję – Mówiąc to
wyprostowała się, po czym wzięła głęboki wdech, najwidoczniej
uspokajając bicie serca.
- Drogenar.
- Tak, pani? - Odpowiedział
średniej postury mężczyzna.
Wyglądał nieco komicznie.
Na plecach miał tarczę, niemal większą od jego samego. W oczy
rzucił mi się jego miecz. Postrzępiona, powyginana klinga. To był
niegdyś mój oręż. Błyskawica. Napełniła mnie nadzieja.
Sądziłem, że gdzieś go wrzuciła, do worka podpisanego ,,śmiecie
na sprzedaż”. Myślałem, że nigdy już go nie zobaczę.
Odzyskam cię, obiecuje.
- Idź do piwnic, sprawdź
co się stało z naszymi ludźmi. Zbadaj wszystko, co rzuci ci się w
oczy. Postaraj się zorientować w miarę szybko.
- Tak, pani – pobiegł
natychmiast, potykając się co kilka kroków.
- A wy... Jak udało wam się
uciec? Kim, do diabła jesteście?
Spojrzałem na Sena.
Uśmiechał się ironicznie.
- Jestem Senmil, a to mój
przyjaciel – Lunaeth – Wskazał ręką na mnie, po czym podrapał
się po brodzie. Tak, aby wyglądało to jak najspokojniej.
On gra.
- Jak wyszliśmy? To proste.
Zabijając wszystkich. Uśmiercanie jest sprzeczne z moją naturą,
natomiast zmusiliście mnie do tego, porywając mojego kompana.
Poświęcenie waszych ludzi uznaję za zemstę, a teraz, póki jestem
jeszcze w humorze, pozwólcie nam wyjść.
- Kto raz wszedł do
Ivynmor, już z niego nie wyjdzie. Nasza lokacja jest objęta ścisłą
tajemnicą. I mamy was puścić, po tym co zrobiliście moim ludziom?
- Zaśmiała się. - Prędzej zginę.
- Da się zrobić – Senmil
wbił w nią swoje świdrujące spojrzenie – jednak myślę, iż do
puszczenia nas wolno przekona cię jeden, malutki szczegół.
Mianowicie przed wejściem do waszej ,,twierdzy” - zaaranżował
komicznie – posłałem kruka z wiadomością. Wiadomość zawierała
kompletną lokalizację Ivynmoru, przez co rozumiem – odchrząknął
– dokładne współrzędne, oraz nawet, ku mojej niechęci -
pofatygowałem się by wysłać im także mapę, z ładnie
zaznaczonym kółeczkiem. Kółeczko oczywiście oznacza Ivynmor, co
dogłębnie wyjaśniłem w mym liście.
Biorąc pod uwagę, że
jestem dość wpływową osobą, moje słowa nie przejdą Rządowi
Państwa Gildar obojętnie. Drugim faktem jest też to, że ,,ludzie
na stołkach” od dawna próbują was złapać.
Z pewnością możecie
oczekiwać najazdu. Ze zbrojnymi nie macie żadnych, nawet najmniejszych
szans. Byłaby wielka szkoda, by ta... - popatrzył w górę, na mosty, które jak się wydawało, łączyły potężne drzewa przy samym niebie - inspirująca i jakże wspaniała konstrukcja legła w gruzach.
- Cholera...
- Jednak istnieje sposób,
by odwrócić całą tą sytuację, także z listem.
Kruk nie leci bezpośrednio do
Rządowych Skrzydeł. Zmierza do mego przyjaciela,
który został w wiadomości poinformowany o całej sytuacji. Jeżeli
nie odwiedzę go z Lunem do dwóch tygodni, wtedy pośle kruka dalej.
Do rządu. List podpisany moim nazwiskiem.
0 komentarze: